Scena Smaku

Krótka recenzja z ostatniego łikendu.

Live Coocking

Czyli pamiętaj, żeby wyłączyć mikrofon zanim powiesz kurwa.

No nie, na całe szczęście, zanim powiedziałem kurwa, mocno westchnąłem i zorientowałem się, że to ciągle leci w eter i zareagowałem… Ale było blisko 🙂

Fajnie jest:)

O konkursie w Felicity dowiedziałem się tydzień temu. Postanowiłem wrzucić tam przepis, a co – w sumie nic nie tracę, a może ktoś zagłosuje. Chodziło o to, by to był jakiś regionalny albo związany z Lubelszczyzną przepis, więc wybór padł na Cebulową 🙂 bo nie ma nic bardziej lubelskiego od cebuli. Po paru dniach, około 11.30 budzi mnie telefon, dzwoniła Pani, która powiedziała, że prowadzę w rankingu (???) i czy będę na gotowaniu na żywo. Odwiedziłem ów ranking i było rzeczywiście tak, jak Pani powiedziała. No to czemu miałbym nie wziąć udziału? Przecież o to chodzi w życiu, żeby próbować nowych rzeczy. A poza tym w grę wchodzi niewielka gratyfikacja finansowa, a to zawsze jest super – zarabiać pieniądze za robienie czegoś co się kocha. W dodatku miałem wolny weekend, więc nic mi nie stało na przeszkodzie.

Ustaliłem dwa menusy. Pani reżyser wydarzenia uprzedziła, że na scenie to raczej zabawa w gotowanie, a nie gotowanie i żeby uprościć potrawy na tyle, żeby dało się je zrobić w 4 godziny na jednym palniku.

Dość spore skupienie - krojenie, siekanie, wyszywanie...

Dość spore skupienie – krojenie, siekanie, wyszywanie…

Co tam będę upraszczać, Paaani… Pierwszego dnia zrobiłem grzanki z pikantną salsą, makaron z pesto i kurczakiem oraz koktajl bazyliowo-truskawkowy. Drugiego placki ziemniaczane, łososia w zielonej herbacie z puree selerowym i sałatką z kiszonej kapusty, a na deser upiekłem ciasto jabłkowe.

Tu walczę z łososiowymi ościami.

Tu walczę z łososiowymi ościami.

Choć wydaje się to proste, to wcale takie nie jest. Stoisz na scenie, przodem do ludzi, a było ich czasem całkiem sporo. Prowadzący zadaje Ci pytanie co 5 minut, a ty masz obowiązek udzielać odpowiedzi. Przyjąłem strategię a la Halama:

– Witajcie! Nazywam się Roger, a to jest Mike. Mike potrafi nieźle przypieprzyć, co nie Mike?
– Witaj Roger! Tak, nazywam się Mike i potrafię nieźle przypieprzyć.

Czyli odpowiadanie na pytanie pytaniem w zmienionej formie 🙂 To było bezpieczne, zwłaszcza, jeśli jedną ręką przewracam placki na patelni, drugą mieszam twarożek, a nogą uczę kota jak korzystać z kuwety. Czasem zapomniałem wyłączyć mikrofon i nie raz poleciało w Galerię soczyste Cholera. 

Po raz kolejny mówię, co znajduje się na patelni.

Po raz kolejny mówię, co znajduje się na patelni.

Do tego, oczywiście, trzeba zadbać o to, żeby potrawy smakowały, wyglądały i zmieścić się w założonych 4 godzinach.

Zabawa była przednia, dania chyba też. Gotowanie na scenie, to nie gotowanie w kuchni – jest głośno, jeden palnik, chaos – wszystko to nie sprzyja skupieniu. Ale jestem dumny z siebie i z Klaudii, mojej prawie-profesjonalnej pomocy, gdyż oboje mamy tyle samo palców, co przed weekendem, nikt nie krzyczał, nikt nie oddał jedzenia, mówiąc, że w środku znalazł paznokcie albo larwy jedwabnika – ogólnie wyszło zawodowo 🙂

Swoją drogą, pierwszy raz miałem okazję pracować z kuchnią indukcyjną i ma to kilka plusów, kilka minusów… Dziwne to to, bo garnek nagrzewa się błyskawicznie. Ustawiasz temperaturę i już. Nie czeka się na nic. To może być bardzo fajne w wielu przypadkach, ale może nas niemiło zaskoczyć w innych.

Coś tu z Klaudią kombinujemy.

Coś tu z Klaudią kombinujemy.

Często po moje dania ustawiała się kolejka, nigdy nic nie zostało na stole, ludzie przychodzili mówić, że dobre. Jestem zadowolony.

Znaleźli się nawet znajomi, którzy przychodzili i gratulowali. Miło:)

Znaleźli się nawet znajomi, którzy przychodzili i gratulowali. Miło:)

Takie tłumy czekały na jedzenie:)

Takie tłumy czekały na jedzenie:)

Gotowałem na scenie razem z Marleną, drugą półfinalistką konkursu. Było śmiesznie, miło i fair. Nie plułem jej do potraw za często, ani razu też nie podmieniłem soli na cukier. Wszystko odbyło się w miłej atmosferze i dlatego chyba było tak lajtowo.

Ej sory, będziesz potrzebować tyle bazylii?

Ej sory, będziesz potrzebować tyle bazylii?

Występ w Scenie Smaku potraktowałem lekko i przyjemnie i tak też upłynęły mi te dni. Owszem dużo stresu i koncentracji mnie to kosztowało, ale, Hej! Tak się rodzą gwiazdy 🙂 Ostatecznie okazało się, że wygrałem w półfinale i 26 września, w finale, będę walczył o wygraną. Na pewno będzie śmiesznie.

5 myśli w temacie “Scena Smaku

  1. Szymonie, oż Ty Ty Ty:) A miałeś już tak nie gonić:). Miło było Cię poznać i fajnie się z Tobą gotowało 🙂 I mam nadzieję, że będziemy mieć jeszcze okazję się spotkać i razem coś ugotować. Powodzenia w finale .:) P. S. Tu jest nasza stronka z ” dzieckiem” lubelskich blogerów kulinarnych http://issuu.com/magazynaromat/docs/aromat_jesien niedługo szykujemy się do kolejnego wydania więc zapraszam Cię do kontaktu:) Pozdrowionka

    Polubienie

Dodaj komentarz