No więc przyszedł czas na podsumowanie:
Scena Smaku – Finał
Było różnie, było trudno, nie było nudno – tak w skrócie mogę opisać ubiegłą sobotę.
Zacznijmy od tego, że dostałem się w jakimkolwiek konkursie do finału. Samo to jest wporzo, choć wcześniejszy etap polegał raczej na tym, który z uczestników ma więcej znajomych, którzy będą głosować. Ale, ostatecznie, liczyły się też głosy ludzi, którzy po skosztowaniu naszych potraw w półfinałach zechcieli oddać na nas głos, a z moich informacji wynika, że było takich osób całkiem sporo, co niezmiernie cieszy.
Do finału podchodziłem z większym stresem – stresowała mnie trochę forma. Główny juror, Grzegorz Łapanowski, poprosił nas o ugotowanie dwóch potraw.
W półtorej godziny.
Z zadanych przez niego składników.
Stresujące samo w sobie, prawda? Nie mówiąc o publiczności i o samej obecności wyżej wymienionego Łapy. Co do Grześka – szacun. Zawsze wiedziałem, że jest to spoko koleś. Można się go naoglądać w TV w wielu różnych programach i wyrobić sobie o nim własne zdanie. Ja uważałem go za równego gościa i się nie pomyliłem. Grzesiek więcej myśli niż mówi, a to co myśli można przeczytać w jego twarzy, gdyż nie próbuje nawet tego ukryć. Więc dla rozmówcy jego intencje są jasne, dla postronnych słuchaczy już nie. Buduje to lekką nić porozumienia i jest ogólnie w porządku, lubię tą cechę w ludziach, dlatego z automatu polubiłem Łapę. Jego uwagi były cenne, ocena trafna, porady pomocne.
Wracając do konkursu – zadanymi składnikami były : kasza gryczana oraz dynia. Problem polega na tym, że z kasz, to gryczanej, jako jedynej, nie trawię. Było mi trudno wymyślić coś smacznego ze składnika, który dla mnie smaczny nie jest. Ostatecznie padł wybór na:
Kaszotto – czyli risotto z kaszy gryczanej z dodatkiem orzechów włoskich oraz żurawiny. Wszystko podane w formie przystawki. Wyszło względnie dobrze, nie jestem z siebie do końca zadowolony, ale obawiałem się, że w ogóle mi to nie wyjdzie ze względu na moją awersję do tego składnika.
Spaghetti naleśnikowe z sosem dyniowym – tu tłumaczyć nie trza chyba.
Ostatecznie jestem trochę zły na siebie, bo źle sobie zaplanowałem pracę, przez co nie ze wszystkim zdążyłem. Sos do spaghetti zrobiłem w rekordowo krótkim czasie, powiedzmy w 4 minuty, a to dlatego, że czas na gotowanie mi się skończył 🙂
Trochę kulało też prowadzenie całego wydarzenia – gospodarz nie potrafił sobie poradzić z gościem. Łapa mógłby pewnie jeszcze 4 godziny napieprzać o kostkach rosołowych, smakach, Top Szefie i sztućcach w Bangladeszu, natomiast rolą prowadzącego było mówienie : „Hola Hola, Grzesiu, widzę, że do stołu podano, zaraz dokończysz nam anegdotę o nietypowych zastosowaniach selera naciowego, teraz zapraszam państwa na degustację.” Nic z tych rzeczy. Prowadzący siedział i pozwalał Łapie gadać, a Grzesiek gadał, a czemu nie. Przez to potrawy, które lądowały na stołach nie były anonsowane i nikt nie wiedział co z nimi zrobić, co to jest, do czego to służy i po co to, wszystko stygło i nie było zjadane. Generalnie chaos, Prokop to to nie był. Ostatecznie, nie wpłynęło to na głosy jury, tym razem trzyosobowego, które oceniało nasze potrawy, więc nie ma co płakać.
Głosami Żiury wygrała Agnieszka Strzęciwilk, która pokonała nas doświadczeniem i prostotą. To nauczka dla mnie, żeby dostosowywać gazetę do komara, czy coś. Ugotowała dania proste i smaczne, nie zabrakło jej czasu i wszystko było ok.
To było ciekawe doświadczenie i ciesze się, że wziąłem w tym wszystkim udział.
Bardzo się cieszę, że mogłam brać udział w tej zabawie w tak fajnym gronie. Niezmiernie miło mi było poznać Ciebie osobiście , bo bardzo lubię czytać Twoje wpisy i poznawać nowe pomysły jakie prezentujesz. Przyznam szczerze, że i ja nie przepadam za gryczaną, placków swoich nawet nie próbowałam. Z wrażenia i stresu nie wiedziałam co się dzieje w czasie konkursu. Cieszyłam się z tego, że w naszej Trójcy zacnej nie było ani krzty rywalizacji, czułam tylko przyjazne dusze obok i świetną zabawę z nutką adrenaliny. Dziękuję raz jeszcze za wspólne gotowanie. To była niebywała przygoda
PolubieniePolubienie