Książki jak pompy

Ktoś tam kiedyś powiedział, że na świecie jest za dużo książek, by czytać jedną dwa razy. Meh.

Stephen King w jednej z książek napisał coś, co pozostało ze mną do dziś, mimo że od przeczytania tego minęło mi pół życia – książki są jak pompy, od czytelnika zależy ile z nich wyciśnie (przytaczane z czachy, może się różnić nieco od oryginału i prawdopodobnie zawiera czubki). Całe moje życie właśnie to staram się robić – przeczytałem dziesiątki, jeśli nie setki książek, niektóre tylko dla słów, literek i tego by oszukać czas i miejsca, by żyć gdzieś indziej, kiedy indziej, niektóre zaś po przeczytaniu stały się milowym kamieniem większości moich poczynań. Z tych ostatnich staram się wycisnąć ile się da, a nie da się tego zrobić podczas jednego czytania. Dwóch. Pięciu. Czasem trzeba wielu razy, by książka odkryła wszystkie swoje tajemnice. Przedstawiam Wam dziś bardzo subiektywną listę – będą to książki, które przeczytałem co najmniej 4 razy i uważam, że były tego warte. Czasem trudno zliczyć liczbę przeczytań, bo gdy znam książkę na wylot to posilam się jej fragmentami czerpiąc z tego taką samą radość jak z przeczytania całej.

Wiedźmin, Andrzej Sapkowski 1993 – 1996 r.

Chyba nie trzeba dużego streszczenia, przedstawienia, fanfar. Opis fabuły też pominę – przy tak fascynującym sukcesie cyfrowego Witchera to nawet moja mama wie co to Wiedźmin. Przeczytałem tą książkę w sumie 7 razy, przy czym mam na myśli całą, 7 tomową sagę (Sezon Burz jest fajny, ale końcówka niszczy ten efekt totalnie – przeczytałem 2 razy i wystarczy). Ilość bohaterów, cytatów, miejsc, zdarzeń, obrazów zmusił mnie do częstego powrotu. Czemu aż tak wsiąkłem? Nie wiem… Niby Nad Niemnem też ma dużo opisów przyrody, Ogniem i Mieczem dużo scen batalistycznych, a Zemsta dużo bohaterów, ale nic tak jak Wiedźmin nie łączy tego w całość. Często w życiu codziennym odnajduje się w sytuacji, gdzie najlepszą pointą jest cytat z Wiedźmina. Dobrze jest się przywitać z przyjaciółmi od czasu do czasu i tak właśnie traktuję czytanie tego dzieła. Podchodzę do tego też dość sentymentalnie, bo przypominają mi się czasy beztroski kiedy czytałem Ostatnie Życzenie po raz pierwszy, na lekcji, pod ławką.

Serca Atlantydów, Stephen King 1999 r.

Ciężko opisać mieszane uczucia jakie wywołuje ta książka. Jest to zbiór 5 opowiadań, łączących się w jedną całość, a połączeniem, ogniwami pomiędzy nimi są osoby. Cytat o książkach, które są jak pompy pochodzi z pierwszego opowiadania zamieszczonego w tej książce, zatytułowanego „Mali ludzie w żółtych płaszczach”. To opowiadanie z kolei łączy się bardzo z Mroczną Wieżą, epickim wielotomowym dziełem Kinga przez co fani tego dzieła powinni choć raz przeczytać „Serca”. Książka czaruje, opanowuje, zaraża. Jeśli nie przeczytaliście do tej pory Władców Much Goldinga, to po tej książce zechcecie to uczynić. Ale tak naprawdę książka ta w jakiś sposób przemawia do człowieka, budzi uczucia, o których nie mieliśmy pojęcia. Zwłaszcza dwa pierwsze opowiadania, z których opowiadanie „Serca Atlantydów” jest wręcz mistrzowskie i pozostawia czytelnika z czymś w rodzaju bojaźliwej fascynacji(?). Rewelka. Kiedy pytają mnie, jaką książkę poleciłbym do czytania, to zawsze wymieniam tę. Serca Atlantydów. Przeczytajcie.

Kroniki Marsjańskie, Ray Bradbury 1950 r.

Jeśli sądzisz, że fantastyka nie jest dla Ciebie, to nie czytałeś jeszcze dobrej fantastyki. Ray Bradbury uczynił coś niebywałego – niby książka o tematyce typowo Sci-Fi: Marsy, podboje, statki, Marsjanie, tego typu szit, ale tu sprawdza się stara zasada – nie oceniaj książki po okładce.  Kroniki Marsjańskie to bardzo zgrabnie ujęty w tematykę fantastyki naukowej traktat o ludzkiej psychologii, gdzie podbój Marsa stanowi tylko tło oraz powód do tego, by autor mógł wytknąć ludzkości jej wady. Dzieło opowiada o skutecznej próbie podboju Marsa i o problemach jakie może napotkać ludzkość, kiedy okaże się, że planeta nie jest niezamieszkała. Jest też w tym trochę dramatu, trochę komedii, trochę groteski i pewnego rodzaju manifest przeciwko komunizmowi, zawierający pełno obaw związanych z zimną wojną… Ale z całą pewnością czyta się to rewelacyjnie. No tak, początek jest trudny, pierwsze opowiadanie trzeba przeżyć, by cieszyć się całą resztą. Ale jest czym się cieszyć, zaufajcie mi. Polecam gorąco, bo Bradbury, jak Orwell, pisali nie tyle dla ludzi, co do ludzi. Moim skromnym zdaniem lepsza niż 451 stopni Farenheita, książka ta potrafi zbić z tropu, rozbawić, zasmucić, a przede wszystkim bardzo zadowolić. Naprawdę warto.

Ostatni Bastion Barta Davesa, Stephen King 1981 r.

Drugi King w zestawieniu. Książka jest bardzo specyficzna – King napisał ją pod pseudonimem Richard Bachman, więc pozbawiona jest nadprzyrodzonych mocy i ciemności, której pełno w jego innych dziełach. Nie ma też cudownych dzieci, które mają cudowne zdolności, nie ma potworów z innych wymiarów, a główny bohater nie czyta w myślach. Wszystko tu jest całkowicie normalne… poza głównym bohaterem. Doprowadzony do ostateczności Bart rozpoczyna samotną walkę o zachowanie normalności. Co zrobić, jeśli decyzja władz pozbawia nas wszystkiego, co w życiu dla nas jest najważniejsze? Przeżyj z Bartem drogę do piekła, by przywitać się z demonami, które sam stworzył… Tej jazdy nie da się zapomnieć. Książka napisana jest w budzącym celową irytację stylu, ale bardzo przystępnie. Prosto w serce mówi o tym, jak człowiek potrafi być spierdolony. Dość makabryczna historia, która potrafi odpowiedzieć na kilka pytań.

Niezwyciężony, Stanisław Lem 1964 r.

Ostatnia w zestawieniu jest książka, którą czytam z przyjemnością co jakiś czas. Lem wielkim człowiekiem był. Wizjonerem ponad czasy. Nawet, gdyby napisał Niezwyciężonego w 2016 roku, powieść byłaby futurystyczna i świeża jak taki Interstellar. Porywający, wręcz niemożliwie genialny pomysł, wspaniale napisana książka pozbawiona przestojów i dłużyzn, bezkompromisowa jeśli chodzi o czytelnika. Tu można pokusić się o test pierwszego zdania – jeśli pierwsze zdanie z książki Was odrzuci – możecie mieć problemy później. Jeśli natomiast tak nie będzie, to książka was pochłonie. Niezwyciężony to statek kosmiczny, który zmierza na obcą planetę – Regis III, by kapitan mógł dowiedzieć się, co stało się z bliźniaczą jednostką o nazwie Kondor, z którą dawno temu stracono kontakt. Kiedy załoga dowiaduje się przerażającej prawdy o planecie, na której wylądowali, wyprawa zwiadowcza staje się najtrudniejszą w ich karierze. Książka o niebo lepsza niż Solaris, moim skromnym zdaniem, ale też nie dla wszystkich czytelników – lecz dla tych, do których trafi, staje się czymś do czego porównuje się potem inne książki.

Zachęcam do lektury.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s