Kontynuując podróż po USA zapraszam na

Hamburgiery

Jak dla mnie hamburger to bardzo osobista sprawa…

Mięso powinno być dobrej jakości i dość tłuste – najlepsze będą antrykot, karkówka lub łopatka wołowa, może być też wieprzowa, tak jak w moim przepisie. Dodatki natomiast zawsze są kwestią prywatną i związaną raczej z nastrojem, a nie z jakimś kanonem lub tradycją – niektórzy hamburgery jedzą z ananasem, inni z jajkiem, a jeszcze inni lubią je z dżemem. Dlatego o dodatkach będzie tylko kilka słów.

Do przygotowania porcji dla 4 osób potrzeba:

– bułki do hamburgerów,
– cebula czerwona,
– jajko,
– krakersy,
– około 800 g mięsa mielonego (150 – 200 g na osobę),

– oraz dodatki 🙂 .

Przyprawy do mięsa są bardzo ważne:

– bazylia,
– oregano,
– pieprz czarny,
– sól.

Zaczynamy od przygotowania mięsa. Do miski, w której mieszka mielona wieprzowina dodajemy łyżeczkę bazylii oraz łyżeczkę oregano, ale zanim je wsypiecie do mięsa, upewnijcie się, że są drobno zmielone. Czasem trafiają się takie grube liście, które potem psują aksamitność burgera. Najlepiej sypać ręką, delikatnie przy tym rozcierając przyprawy między palcami. Dodać trzeba trochę soli i sporo pieprzu. Wydaje mi się jednak, że trochę to lekkie niedomówienie i postaram się jakoś to określić. Z mojego doświadczenia wynika, że mięso mielone soli się w proporcji: szczypta na każde 60 – 80 gramów. Więc przy tej ilości powinniśmy posolić dość obficie (8-10 szczypt, w przybliżeniu dwie łyżeczki soli). Ale za chwilę do miski dołączą krakersy, które są bardzo słone. Dlatego, w tym konkretnym przypadku, solimy mięso około połowę mniej niż zazwyczaj.

Gdzieś obok, w jakiejś siateczce lub w ścierce, trzeba rozgnieść 6 – 8 krakersów, lub w jakiś inny sposób zmielić je na drobny miał. Tak potraktowane krakersy wrzucamy do miski, wbijamy do tego wszystkiego jajko. No i mieszamy, bardzo dokładnie. Kiepsko jest nie dosolić burgera, jeszcze gorzej przesolić więc teraz można spróbować, żeby poczuć czy mięso jest wystarczająco słone oraz powąchać, czy jest wystarczająco aromatyczne. W kuchni używamy wielu zmysłów jednocześnie 🙂 .

No cóż… To byłoby prawie na tyle 🙂 Teraz mięso dzielimy na 4 części, wyjmujemy je z miski mokrą ręką, kulamy kuleczkę, kładąc na patelni rozpłaszczamy kulkę łopatką do żądanej grubości (można się też kierować rozmiarem bułki i przyłożyć ją sobie pod wymiar) i smażymy na bardzo rozgrzanej patelni i dobrej jakości oleju (ja do tego celu używam zawsze oleju ryżowego – ma bardzo wysoką temperaturę dymienia, przez co nie dymi i nie pali się tak szybko). Burgery smażymy z każdej strony, około 3 – 6 minut na stronę, czas waha się ze względu na grubość kotleta (warto kotleta przyciskać od czasu do czasu do patelni. Najlepiej smażyć po dwa kotlety, żeby nadmiernie nie wystudzić patelni. Na już odwrócone kotlety kładziemy ser żółty, żeby już się rozpuszczał.

Na patelni obok (najlepiej grillowej) dobrze jest w tym czasie grillować bułeczki, które dzięki temu odżyją i staną się chrupiące i pachnące.

Poniżej deska moich dodatków, na której znajduje się: pomidor, papryka, sałata strzępiasta (bo ładnie wygląda 🙂 ), papryczka habanero, ser żółty, ogórek kiszony oraz dodatek, o którym napiszę trochę więcej, bo ostatnio to mój ulubiony dodatek do burgerów.

A konkretnie czerwona cebulka marynowana w czerwonym winie i occie. Ten dodatek odbierze wam mowę i powali na kolana 🙂 Słodko – kwaśna, ostra i łagodna jednocześnie. Rewelacja, a wykonanie banalne.

Kroimy cebulę w krążki.

Wrzucamy krążki do wysokiej szklanki. Najpierw wkrapiamy do środka sok z połowy cytryny, a potem szklankę wypełniamy do połowy czerwonym winem, a uzupełniamy octem – najlepiej sherry, ale może być też zwykły, winny. Tak potraktowana cebula powinna postać co najmniej 20 minut. Potem wystarczy odsączyć płyn i cebula gotowa. Spróbujcie – nie pożałujecie.

Teraz złóżcie swoje burgery z dżemem, szpinakiem i serem białym i smacznego!